Turcja wobec wojny w Ukrainie. „Strategiczna autonomia” Ankary.

Turcja, będąca jednym z najważniejszych państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego wybrała w obliczu inwazji Rosji na Ukrainę „strategiczną autonomię”. Władze tureckie potępiły wojnę, ale również sankcje nałożone przez Europę i Stany Zjednoczone na Rosję. Firmy tureckie sprzedają znakomite drony wojskowe Ukrainie, ale jednocześnie Ankara aranżuje negocjacje pomiędzy Kijowem a Moskwą na swoim terytorium. Turcja twierdzi, że nie może zrezygnować z więzi z żadną ze stron konfliktu.

Turcja uzależniona jest od dostaw gazu, ropy i zboża z Rosji, ale także od milionów turystów z tego kraju, którzy co roku spędzają wakacje na tureckich plażach. Jednocześnie, Ankara utrzymuje „przyjacielskie” relacje z Ukrainą, nie uznała aneksji Krymu, i zablokowała dla Rosjan swoje cieśniny. Władze tureckie realizują swoistą „Realpolitik”: targują się z Zachodem o członkostwo Finlandii i Szwecji w NATO, a Rosji grożą nową operacją wojskową w Syrii. Wszystko to odbywa się w atmosferze kampanii politycznej, bo w 2023 r. odbędą się w Turcji zarówno wybory parlamentarne jak i prezydenckie. Tymczasem sytuacja gospodarcza państwa jest bardzo trudna, inflacja szaleje, a wpływy z inwestycji spadają.

 

KRYZYS GOSPODARCZY I WIĘZI Z ROSJĄ

Turcja przeżywa najpoważniejszy kryzys gospodarczy od dwudziestu lat, a zatem od kiedy prezydent Recep Tayyip Erdogan jest u władzy. Paradoks sytuacji polega na tym, że Erdogan doprowadził do wyjścia Turcji z odziedziczonej po poprzednikach zapaści gospodarczej i wejścia na drogę imponującego rozwoju na początku XXI wieku. Obecnie jednak polityka gospodarcza rządu tureckiego niekoniecznie ułatwia poradzenie sobie z zapaścią gospodarczą.  

Wskaźniki gospodarcze są alarmujące. Inflacja wyniosła w maju 2022 r. do ponad 70%,  jest najwyższa od 1998 r. i prawdopodobnie wzrośnie do lipca do 100%. Na domiar złego, w ciągu roku wartość liry tureckiej zmniejszyła się  wobec dolara amerykańskiego o 44% i obecnie płaci się za niego ponad 16,5 liry. Prowadzi to do ogromnego wzrostu cen żywności i innych dóbr konsumpcyjnych, przy płacy minimalnej w sektorze prywatnym w wysokości ok. 4200 lir a w sektorze publicznym średnio poniżej 7 000 lir.  Przez wiele lat motorem wzrostu gospodarczego w Turcji było budownictwo, jednak galopująca inflacja i ogromny wzrost cen na materiały budowlane – rzędu 124 % zatrzymał nowe inwestycje i utrudnia ukończenie już rozpoczętych. Do pogłębienia inflacji oraz spadku liry przyczyniła się również nieortodoksyjna wizja finansów  prezydenta Erdogana. Zgodnie z nią, im wyższe stopy procentowe, tym wyższa inflacja, co nie jest zgodnie z kanonami konwencjonalnej ekonomii. Prezydent Turcji przez wiele lat naciskał na szefów banku centralnego, by obniżać stopy procentowe, co doprowadziło do kilku rezygnacji z tej funkcji. Władze tureckie jednak mają nadzieję, że niskie stopy procentowe pomogą eksportowi tureckiemu a tym samym napędzą produkcję przemysłową w kraju i zwiększą inwestycje. Ma się to przyczynić do tworzenia nowych miejsc pracy, napływu twardej waluty, a tym samym zahamowania inflacji i przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Jak dotąd te nadzieje się nie spełniają.  

Problemy gospodarcze pogłębił gwałtowny wzrost cen na gaz i ropę na jesieni 2021 r., a następnie  wojna w Ukrainie. Turcja sprowadza z zagranicy  99 procent gazu i 93 procent ropy, z czego z Rosji  45% gazu ziemnego, 17% ropy i 40% benzyny. Pod względem importu zbóż, 70 proc. importowanej przez Turcję pszenicy pochodzi z Rosji, zaś 15 procent z Ukrainy. Rosja jest także ważnym źródłem turystów dla Turcji. W 2021 r. odwiedziło Turcję 4,7 milionów Rosjan, a przed pandemią – w 2019 r. 7 milionów. Istotny dla Turcji jest również handel spożywczy zarówno z Rosją jak i z Ukrainą. Rosję i Turcję łączy też współpraca w zakresie energetyki jądrowej. Na południowym wybrzeżu Turcji w prowincji Mersin rosyjska firma Rosatom buduje elektrownię jądrową Akkuyu.

 

REAKCJA TURCJI NA WOJNĘ W UKRAINIE

Wkrótce po inwazji Rosji na Ukrainę Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że Turcja nie zrezygnuje ze swoich więzi z żadną ze stron konfliktu ani z interesów jakie ma w tym regionie. Zaznaczył jednak przy tym, że inwazja rosyjska jest „nie do zaakceptowania”. Władze tureckie nie poparły sankcji na Moskwę, i wstrzymały się od głosu w głosowaniu nad zawieszeniem członkostwa Moskwy w Radzie Europy. Poparły jednak rezolucję Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych wzywającą do natychmiastowego zakończenia przez Rosję operacji wojskowych w Ukrainie.

Co istotne dla Kijowa, Ankara uzała ten konflikt za wojnę, dzięki czemu mogła ograniczyć ruch marynarki wojennej Rosji przez cieśniny Bosfor i Dardanele, powołując się na konwencję z Montreux z 1936 r. Pod względem obronności, jeszcze przed wybuchem wojny Ukraina zakupiła od prywatnej firmy tureckiej Baykar drony Bayraktar TB2. Wzbudziło to protesty Kremla, tym bardziej, że kolejne dostawy miały miejsce już w trakcie wojny. Jednak rząd turecki argumentował, że nie jest to pomoc wojskowa ale kontrakt pomiędzy prywatną firmą turecką w Kijowem.

Turcja stała się także miejscem emigracji dla ponad 100 tysięcy Rosjan, opuszczających swój kraj ze względu na wojnę w Ukrainie i reperkusje gospodarcze z tym związane. W Turcji znalazło również tymczasowe schronienie ponad 85 tysięcy uchodźców z Ukrainy.

Rząd turecki uzasadnia swoje stanowisko wobec wojny w Ukrainie nie tylko interesem państwa. Owa deklarowana „zrównoważona” postawa Ankary umożliwia prowadzenie rozmów z obydwoma zwaśnionymi stronami i tworzenie platformy do bezpośrednich negocjacji. Wysiłki dyplomatyczne Turcji obejmują rozmowy pomiędzy prezydentem Erdoganem a przywódcami Rosji i Ukrainy a także rozmowy na poziomie ministrów spraw zagranicznych – w tym po raz pierwszy od rozpoczęcia wojny negocjacje pomiędzy ministrami Sergiejem Ławrowem a Dmytro Kułebą w ramach Forum Dyplomatycznego w Antalii 10 marca 2022 r. Dwustronne rozmowy były później kontynuowane w Stambule. Choć jak dotąd nie przyniosły widocznych rezultatów co do zakończenia samej wojny, to Ankara dowiodła, że jest zarówno dla Kijowa jak i dla Moskwy akceptowalnym partnerem do rozmów na temat rozwiązania także problemów gospodarczych wynikających z toczącej się wojny. Stanowi to duży atut Ankary.

Rząd turecki zaangażował się także wraz z ONZ w wysiłki dyplomatyczne w celu umożliwienia bezpiecznego eksportu przez Morze Czarne 23 milionów ton zboża z portu w Odessie. Temu służyły rozmowy ministrów spraw zagranicznych Turcji i Rosji 8 czerwca w Ankarze, które jednak nie przyniosły przełomu.  Wojna, a przede wszystkim blokada rosyjska i zaminowanie sąsiednich pasów morza „uwięziły” zboże w silosach wspomnianego portu. Eksport zboża z Ukrainy i z Rosji ma kluczowe znaczenie dla stabilności nie tylko żywnościowej ale i politycznej krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Niektóre z nich sprowadzają większość potrzebnego zboża właśnie z tych krajów. Egipt importuje 82 procent pszenicy z Rosji i Ukrainy, a Somalia w Rogu Afryki oraz Benin w Zachodniej Afryce – 100 procent. Zaś Sudan, Senegal i Tanzania importują z tego regionu ponad 60 procent pszenicy. Problem zresztą wykracza poza Bliski Wschód czy Afrykę, gdyż na przykład również Laos sprowadza ponad 90 procent pszenicy z Rosji i Ukrainy. Ogółem – jak stwierdziła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w Parlamencie Europejskim 8 czerwca 2022 r – groźba głodu dotyczy aż 275 milionów ludzi.

 

RELACJE TURCJA- USA

W 2017 r. Ankara zawarła z Moskwą umowę o wartości około 2,5 mld dolarów na dostawę systemów obrony powietrznej S-400. Pierwsza dostawa nastąpiła w lipcu 2019 r. a sam kontrakt doprowadził do poważnych napięć z administracją amerykańską prezydenta Donalda Trumpa. W rezultacie Turcja została usunięta z prestiżowego projektu budowy najnowocześniejszych myśliwców F-35, a turecki przymysł obronny został obłożony amerykańskimi sankcjami. Turcy  uczestniczyli w nim od 2007 r. i planowali zakup ponad stu myśliwców F-35. Waszyngton argumentował, że systemy S-400 są niekompatybilne z systemami NATO, oraz że Moskwa może uzyskiwać za ich pomocą wrażliwe dane  na temat F-35.

Wojna w Ukrainie nadała nowy wymiar relacjom Ankara – Waszyngton. Władze amerykańskie określiły wsparcie tureckie dla Ukrainy jako „ważny czynnik odstraszający przed szkodliwymi wpływami w regionie”. Zdaniem Departamentu Stanu USA „odpowiednie powiązania handlowe USA z Turcją w zakresie obronności służą bezpieczeństwu narodowemu Stanów Zjednoczonych oraz interesom gospodarczym i handlowym” tego kraju.  Nie zmienia to jednak kwestii systemów obrony powietrznej S-400. Pod koniec kwietnia 2022 r. rząd turecki oznajmił, że możliwy jest zakup kolejnych jednostek tych systemów. Biorąc pod uwagę kontekst geopolityczny, a przede wszystkim konflikt rosyjsko-ukraiński, można to interpretować jako sygnał dla Kremla, że Turcy zamierzają kontynuować istniejące relacje z Rosją.

To jednak również swego rodzaju próba nacisku na Waszyngton. Jeszcze w październiku 2021 r. rząd turecki zwrócił się do administracji Joe Bidena o zgodę na zakup 40 myśliwców F-16, co by w pewnym stopniu  zrekompensowało deficyt w zakresie obronności wynikły z usunięcia Ankary z projektu F-35. Dopiero w marcu 2022 r. rząd USA ustosunkował się ogólnikowo do tej prośby w liście do Kongresu, stwierdzając, że ewentualna sprzedaż byłaby w zgodzie z interesami Waszyngtonu i sprzyjałaby jedności NATO. W kwietniu jednak obydwa kraje uruchomiły strategiczny mechanizm współpracy w dziedzinie obronności i gospodarki, co wskazuje na przełamanie dyplomatycznego impasu w relacjach pomiędzy Waszyngtonem a Ankarą.

 

ROZGRYWKA TURCJI W NATO

Wojna w Ukrainie stała się również dla Turcji dogodnym momentem do „przypomnienia” NATO o swoim strategicznym znaczeniu dla Sojuszu. Kraje skandynawskie Finlandia i Szwecja zaniepokojone agresją rosyjską na Ukrainę złożyły wnioski o członkostwo w NATO 18 maja 2022 r. Już jednak 13 maja prezydent Turcji Erdogan zapowiedział, że jego kraj nie może ocenić pozytywnie tych kandydatur, ze względu na „wspieranie przez nie organizacji terrorystycznych”. Chodzi o mieszkające w obu krajach osoby rzekomo związane z Partią Pracujących Kurdystanu – organizacją uznawaną za terrorystyczną także przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone.

Turcja nie akceptuje również tego, że Szwecja i Finlandia udzieliły schronienia osobom związanym z Hizmetem – ruchem Fethullaha Gulena, tureckiego myśliciela i działacza religijnego, który mieszka w Pensylwanii w USA od 1999 r. Hizmet to ruch edukacyjno-religijny, który założył tysiące szkół w różnych częściach świata. Jednak zwolennicy Gulena są oskarżani przez władze tureckie o zorganizowanie nieudanego zamachu stanu w lipcu 2016 r. Turcja uznaje ruch Gulena za organizację terrorystyczną, nie podzielają jednak tej opinii ani Stany Zjednoczone ani kraje Unii Europejskiej. Inną kością niezgody jest embargo nałożone przez Szwecję i Finlandię na eksport broni do Turcji  w 2019 r., kiedy to kraj ten przeprowadził operację wojskową w północnej Syrii, wymierzoną przeciwko kurdyjskim Powszechnym Jednostkom Ochrony – YPG. Siły te kontrolują północno-wschodnią Syrię (tzw. Rożawa) i odegrały znaczącą rolę w walce z tzw. Państwem Islamskim. Co istotne, YPG są wspierane przez Waszyngton.  Ankara jednak oskarża je o związki z PKK, co zresztą nie mija się z faktami. 

Władze tureckie pod koniec maja 2022 r. przekazały Finlandii i Szwecji swoje żądania w formie pisemnej i obejmują one zaprzestanie „wspierania” PKK i Hizmetu, wprowadzenie zakazu organizowania przez te grupy wydarzeń, ekstradycję osób z PKK  i Hizmetu poszukiwanych przez władze tureckie, wsparcie tureckich operacji antyterrorystycznych a także uchylenie embarga na eksport broni do Turcji. Żądania Ankary są trudne do spełnienia ze względu na zasady praworządności i niezależności sądów obowiązujące w Szwecji i Finlandii. Jednak do rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego wymagana jest jednomyślność krajów członkowskich, a zatem zgoda Ankary jest konieczna. Trudno oczekiwać, że problem ten zostanie rozwiązany przed szczytem NATO, który odbędzie się w Madrycie 29-30 czerwca 2022r. Pewnym rozwiązaniem byłyby być może większe inwestycje z tych krajów w Turcji. Zarówno Sztokholm jak i Helsinki zdają się iść w tym właśnie kierunku.

Gra Turcji z ewentualnym zawetowaniem członkostwa Finlandii i Szwecji w NATO była swoistym preludium do zapowiedzi nowej interwencji wojskowej w północnej Syrii w okolicach miejscowości Tal Rifaat i Manbidż. Operacja ta – już piąta od 2016 r. –  ma być wymierzona we wspomniane ugrupowanie kurdyjskie YPG, ale ma również na celu „przygotowanie” miejsca – strefy buforowej – dla przemieszczenia części uchodźców syryjskich znajdujących się obecnie na terytorium Turcji. Sama interwencja w Syrii a przede wszystkim sprawa czterech milionów Syryjczyków, którzy znaleźli schronienie w Turcji ma dla prezydenta Erdogana dużą wagę polityczną ze względu na wybory prezydenckie i parlamentarne, które odbędą się w 2023 r. To posunięcie populistyczne, mające uspokoić nastroje społeczne w ogarniętej galopującą inflacją Turcji. Prezydent Erdogan musi też brać pod uwagę elektorat swojego koalicjanta – MHP – Partii Ruchu Nacjonalistycznego.

 

GRA NA BLISKIM WSCHODZIE

Tureckie stanowisko wobec inwazji Rosji na Ukrainę – niepoparcie sankcji Zachodu, utrzymanie więzi i handlu z Moskwą zaowocowało tym, że władze rosyjskie wyraziły swoje „zrozumienie” dla obaw Turcji dotyczących bezpieczeństwa wzdłuż granicy z Syrią. Kontrastuje to z dezaprobatą dla tej operacji wojskowej wyrażoną przez  sekretarza stanu USA Antony Blinkena i stawia w jeszcze trudniejszym położeniu Sojusz Północnoatlantycki, do członkostwa w którym aspiruje Finlandia i Szwecja.

Z drugiej jednak strony „zrozumienie” ze strony Kremla nie oznacza wcale poparcia dla kolejnej operacji tureckiej w Syrii. Notuje się bowiem zwiększenie liczebności sił rosyjskich i syryjskich w pobliżu terytoriów, które ma objąć turecka ofensywa. Ankara bez wątpienia wykorzystuje izolację dyplomatyczną Moskwy i prowadzenie przez nią działań wojennych w Ukrainie – a z drugiej strony zabiegi partnerów zachodnich o niewetowanie członkostwa Sztokholmu i Helsinek w NATO. W przypadku zaś Rosji, nadzieja na ewentualne weto tureckie hamuje negatywne reakcje Kremla wobec działań Ankary w Syrii. Bez „neutralności” Moskwy trudno by było Turcji przeprowadzać operację wojskową w tym kraju. Rosja uratowała dyktatorską władzę Baszara al-Asada swoją interwencją w 2015 r. i przechyliła szalę wojny na jego stronę. Choć prezydent Erdogan i Putin znajdują się po dwóch stronach barykady w Syrii, to udaje się im porozumiewać w kwestii sfer wpływów w tym kraju. Obecnie zatem jest dla Turcji najlepszy czas na realizowanie swoich interesów za południową granicą na terenach kontrolowanych przez ugrupowania kurdyjskie, których sojusznikiem jest Waszyngton.

 

PROBLEM TURECKO-GRECKI

Dla Europy i Stanów Zjednoczonych potencjalnie poważniejszym problemem może się okazać kwestionowanie przez Ankarę suwerenności Grecji nad wyspami na Morzu Egejskim. Mija sto lat od traktatu w Lozannie, który potwierdził granice pomiędzy obu krajami, a według Turcji również uzależnił suwerenność Grecji nad nimi od ich „demilitaryzacji”. Ankara twierdzi, że Grecja systematycznie łamie zapisy traktatowe, w tym też Traktatu Paryskiego z 1947 r., który potwierdził status tych wysp, m.in. Lesbos, Chios, Rodos, Samos i Lemnos.

Zarzuty o „militaryzację” wysp są odrzucane przez Ateny. Obydwie strony złożyły w ONZ listy z przedstawieniem swoich stanowisk w sprawie wysp i zarzutów o wzajemne naruszanie przestrzeni powietrznej. Tymczasem minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu zapowiedział, że „Grecja powinna rozbroić te wyspy. Jeśli to nie nastąpi, to suwerenność tych wysp będzie otwarta do dyskusji”. Napięcia pomiędzy Atenami a Ankarą są stałym elementem relacji obu krajów.

Zbliżająca się setna rocznica utworzenia Republiki Tureckiej, która będzie obchodzona w 2023 r., a także precedens, jakim jest inwazja rewizjonistycznej Rosji na Ukrainę, każą poważnie zastanowić się zarówno nad rolą Turcji w NATO jak i nad tym, jaką politykę powinna Unia Europejska prowadzić wobec Ankary. Turcja przeżywa rok przedwyborczy, jednak dla Europy i NATO, którego przecież ten kraj jest ważnym państwem członkowskim, to przede wszystkim czas wojny Rosji z Ukrainą. Ani Sojusz Północnoatlantycki ani Europa nie potrzebują nowych źródeł niestabilności.

 

Autor: dr Bruno Surdel, analityk Centrum Stosunków Międzynarodowych

 

 

 

[evc_interactive_banner type=”classic” custom_link=”url:https%3A%2F%2Fmastersandrobots.tech%2F|||”]