Stosunki z Rosją wywołują zaniepokojenie, mimo że pamiętamy, iż – w obliczu różnic między państwami członkowskimi – to stanowisku Berlina zawdzięczać należy wprowadzenie i utrzymanie do dzisiaj unijnych sankcji w następstwie aneksji Krymu oraz rozpętania starć w Donbasie.
Nowe jest postępowanie Rosji, która przystawia Ukrainie pistolet do głowy, odmawiając jej prawa do własnej państwowości – czytamy w artykule „Problem niemiecki w Europie”.
Brać też pod uwagę powinniśmy powojenną tradycję Niemiec odrzucania rozwiązań wojskowych na rzecz negocjacji i pogłębiania więzi gospodarczych. Głosy płynące ze Zjednoczonej Prawicy sugerują, że gotowi są bić się o Ukrainę do ostatniego Ukraińca, Amerykanina czy Niemca. Tymczasem postępowanie Bidena, Macrona czy Scholza, także NATO, jest zgodne z prowadzoną przez Zachód strategią dwutorowości wobec Rosji: wzmacniania środków odstraszania, połączonych z ofertą porozumienia. W obecnej sytuacji nie ma więc nic nowego. Pozbawione są zatem podstaw zarzuty, że Waszyngton, Paryż czy Berlin pragną podtrzymywać kontakty z Moskwą za wszelką cenę, byleby uniknąć wybuchu wojny. Tym bardziej że podkreślają bezdyskusyjność sojuszu północnoatlantyckiego i podstaw europejskiej architektury bezpieczeństwa, które podważyć pragnie Putin, także suwerennego prawa każdego państwa do wyboru sojuszy – pisze Eugeniusz Smolar, ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych, były dyr. Sekcji Polskiej BBC.