Uzyskanie autonomii nie było celem, lecz środkiem do zapewnienia naszej ziemi szybszego rozwoju. Wcześniej władze nie poświęcały Bodolandowi odpowiedniej uwagi, nie mieliśmy też odpowiednich środków. Teraz sami decydujemy, które inwestycje są ważne, a rząd centralny przeznacza dla nas trzy razy więcej pieniędzy z budżetu – powiedziała pani poseł Pramila Rani Brahma na spotkaniu z dr Małgorzatą Bonikowską, Prezesem CSM, w Kokrajhar, stolicy Autonomicznego Terytorium Bodoland w stanie Assam w północno-wschodnich Indiach. Posłanka od 25 lat reprezentuje Bodoland w stanowym parlamencie i była ministrem rolnictwa w stanowym rządzie.
Podczas wizyty studyjnej w stanie Assam Prezes CSM spotkała się również z wiceszefem administracji i urzędnikami autonomii, szefem policji, dziennikarzami stanowej telewizji i prasy oraz właścicielem „Assam Tribune” – największej lokalnej gazety, wychodzącej w języku angielskim w dziennym nakładzie ponad 100 tys. egzemplarzy.
Rządzenie Unią Indyjską – „mieszkanką wybuchową” różnych narodów, języków, religii i kultur – wymaga ogromnej politycznej ekwilibrystyki. Przykładem może być 8 stanów Północnego Wschodu, gdzie wciąż nie wszyscy pogodzili się z zależnością od Delhi lub co najmniej zgłaszają postulaty zmiany granic stanów. Bodoland – terytorium autonomiczne w ramach stanu Assam, uzyskało swój status w 2003 roku, po kilkunastu latach walki. Podstawowymi argumentami na rzecz wydzielenia terytorium były zapóźnienie rozwojowe oraz różnice kulturowe. Bodoland składa się z 4 dystryktów, w których łącznie mieszka ponad 1 mln ludzi. Po 13 latach autonomicznych rządów sytuacja mieszkańców się poprawiła, ale to nadal jeden z najbiedniejszych zakątków Indii. Prawie połowa ludności nie umie czytać ani pisać, wiele wsi wciąż nie ma elektryczności ani wody. Jednocześnie, wzrost dotacji z budżetu centralnego spowodował gwałtowny rozwój publicznych inwestycji, przede wszystkim w drogi, szpitale i szkoły.
Bodolandem rządzi partia Front Ludowy (BPF), utworzona w 2005 roku głównie z aktywistów, którzy wcześniej w ramach Unii Studentów (All Bodo Students Union) walczyli o autonomię. Partia jest jedną z pięciu sił w parlamencie Assam, obok Indyjskiego Kongresu Narodowego, który wciąż rządzi stanem, BJP, która ma rząd centralny, AJP oraz UDF, na którą głosują muzułmanie. Ok. 60 proc. miejscowej ludności to hinduiści, prawie 20 proc. – muzułmanie, kilka procent – chrześcijanie. Front Ludowy nie poprzestaje na autonomii, lecz stara się uzyskać zgodę Delhi na oderwanie się od Assam i utworzenie odrębnego stanu. Argumentuje, że dzięki temu region uzyska jeszcze lepsze możliwości rozwojowe, ponieważ w ramach Assam nie może się przebić z częścią swych postulatów. Złośliwi jednak mówią, że główną motywacją lokalnych polityków jest pęd do stanowisk i chęć rządzenia. Gdyby powstał odrębny stan, byłyby do obsadzenia posady w lokalnym rządzie.
Realnych możliwości utworzenia nowego stanu na razie nie ma, a nad polityczną debatą ciąży widmo nieustannego zagrożenia. Z jednej strony utrzymują się napięcia pomiędzy grupami etnicznymi, z drugiej wciąż powtarzają się ataki radykalnych bojówek, walczących z indyjską administracją. Rok temu w grudniowym zamachu zginęło ok. 80 cywilów. Rocznie życie traci kilkunastu policjantów. Regionowi najbardziej dziś potrzebne jest uspokojenie nastrojów i uruchomienie ludzkiej aktywności, wyrwanie z bierności. W Bodolandzie praktycznie nie ma lokalnej przedsiębiorczości, ludzie utrzymują się z drobnej produkcji rolnej na własne potrzeby lub z pracy w administracji. Środki w publicznej kasie pochodzą prawie wyłącznie z dotacji rządu centralnego. Podobnie jest na całym Północnym Wschodzie Indii.