Szczyt G20 pokazał, że Zachód nie mówi już jednym głosem a Europa ma inne zdanie niż USA. To ważna i niebezpieczna dla nas zmiana. G20 powstała w 1999 roku, przed wejściem w nowe stulecie i tysiąclecie, kiedy się zdawało, że budowanie globalnego porządku przebiegać będzie pod przywództwem silnego Zachodu, który zwyciężył w „zimnej wojnie”. Jednocześnie, globalizacja i szybki rozwój niektórych krajów na innych kontynentach zachęcał do stworzenia forum dialogu o najważniejszych sprawach gospodarczych świata. Z biegiem czasu pojawił się podział na „the West and the Rest” i ta „reszta” zaczęła mieć coraz większe znaczenie.
Nie brak głosów, że skład G20 powinien być zmieniony, bo Zachód jest nad-reprezentowany, a zwłaszcza Europa (w skład grupy wchodzi zarówno Unia Europejska jak i jej 4 państwa członkowskie). Jednocześnie, wzmocnił się antyglobalizm i opór przed umowami o wolnym handlu, a protesty wokół szczytów przybierają na sile, co było widać w Hamburgu. Udało się jednak w tym roku podpisać wspólną deklarację, w której podkreślono m.in. chęć zwalczania tendencji protekcjonistycznych i wzmocnienia Światowej Organizacji Handlu. Ale sprawa porozumienia paryskiego w sprawach klimatycznych głęboko podzieliła Zachód a Europa w tej kwestii może dziś liczyć paradoksalnie bardziej na Chiny, Indie i Rosję, niż na USA – mówiła dr Małgorzata Bonikowska, prezes CSM, w magazynie ekonomicznym na antenie radia RDC.
Cała audycja dostępna jest tutaj.