Ta strona korzysta z plików cookie.

Rozmowa z drem Bartłomiejem Nowakiem na łamach Niezależnego Magazynu Strategicznego „Para Bellum” [4.05.2016]

4 maja 2016
CSM w mediach

Dla USA Polska ma o tyle znaczenie, o ile ma dobre stosunki z Niemcami i dobrą pozycję w Europie. Jeżeli przestaniemy być wpływowym graczem w UE i zatracimy zdolność wspólnego rozwiązywania problemów, nie będziemy partnerem dla Waszyngtonu. Z podzieloną i skonfliktowaną Europą USA świetnie ułożą sobie relacje – stwierdził dr Bartłomiej Nowak, szef Katedry Stosunków Międzynarodowych w Akademii Finansów i Biznesu Vistula, ekspert CSM i współautor raportu „Państwo i my. Osiem grzechów głównych Rzeczypospolitej”, a także Sekretarz do Spraw Polityki Zagranicznej w Nowoczesnej, w rozmowie na łamach Niezależnego Magazynu Strategicznego „Para Bellum” (nr 1/2016).


Pełna wersja rozmowy:

Po co tworzyć takie raporty, jak „Państwo i my”, skoro politycy i tak robią wszystko po swojemu?

Nie mam co do tego złudzeń. Jednak obowiązkiem naukowców jest badanie i prezentowanie publiczności wyników swych prac. W części raportu poświęconemu polityce zagranicznej chcieliśmy pokazać, że znajdujemy się w najtrudniejszej chwili od ćwierci wieku, czyli od decyzji, że Polska będzie zmierzać do zachodnich struktur integracyjnych – Unii Europejskiej i NATO. A środowisko zewnętrzne było dla nas szalenie sprzyjające. UE przeżywała rozkwit, a USA były mocno zaangażowane w sprawy Europy. Dziś ów szczęśliwy świat, do którego wówczas chcieliśmy dołączyć, znalazł się w fazie rozkładu. Nie wiadomo, jaka jest przyszłość integracji europejskiej, bo na kontynencie dominują ruchy dezintegracyjne. Mówi się nawet o kryzysie egzystencjalnym, bowiem jej fundamentalne projekty są kwestionowane. Z kolei priorytety amerykańskie w świecie również się zmieniły, co będzie miało wpływ na samo NATO. Europa wciąż jest dla Waszyngtonu najważniejszym sojusznikiem, ale na liście problemów, z którymi Stany Zjednoczone muszą radzić sobie na świecie, jest daleko.

Tymczasem Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony nie istnieje.

A powinna być europejskim filarem NATO. Także dlatego uważam, że jesteśmy w newralgicznym punkcie i każda nasza decyzja będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości. Niestety w Polsce, niezależnie od tego kto rządzi, świadomość strategiczna zanika. Dlatego postanowiliśmy przypomnieć ów imperatyw holistycznego podejścia do rzeczywistości. 

Po wejściu do NATO (1999) i do Unii Europejskiej (2004) wiele mówiono o potrzebie znalezienia nowego celu strategicznego. Nie udało się. 

Bo też nie jest łatwo go zdefiniować. Chociaż z drugiej strony, owe cele właśnie na naszych oczach się objawiają. W raporcie określiliśmy, że najważniejszym polskim dążeniem powinno być przeciwdziałanie trendom dezintegracyjnym w Europie. Jeżeli zgodzimy się na Unię a la carte, poniesiemy największe straty. UE jest dziś w kłopotach. Wymaga dużej kontrybucji od Polski, ponoszenia odpowiedzialności za przyszłość integracji.

Słabo nam ten test z odpowiedzialności wypada.

A to nie koniec. Polska musi również pracować na rzecz wielopłaszczyznowej współpracy transatlantyckiej. Tylko ze Stanami Zjednoczonymi na pokładzie możemy sobie bowiem dać radę z naszym wschodnim sąsiedztwem. Trzecim elementem, który podnieśliśmy w raporcie, jest konieczność definicji narzędzi, jakimi Polska dysponuje do operowania w polityce globalnej. Stwierdziliśmy, że nasza ochota do uczestnictwa w grze globalnej nie jest poparta możliwościami. Przykład: Bułgaria ma dwóch znakomitych kandydatów na Sekretarza Generalnego ONZ, a my nie mamy żadnego. Wycofaliśmy też nasze kontyngenty z misji pokojowych ONZ.

Choć mieliśmy ogromny dorobek, a nie ponosiliśmy kosztów.

MSZ zapowiedział powrót. Trzymajmy kciuki. Niestety Polska wielokrotnie ogłaszała ambitne plany, które nie miały szans na realizację. Jak można udzielać realnego wsparcia naszemu biznesowi w programie „Go Africa”, skoro na 42 kraje Afryki Subsaharyjskiej mamy tylko 5 ambasad?

Albo strzelamy sobie w kolano, ogłaszając koniec zagranicznych wycieczek Wojska Polskiego.

Ta doktryna, na szczęście, jest już chyba zamkniętym rozdziałem. Rzeczywiście, trudno opierać nasze bezpieczeństwo jedynie o obronę terytorialną.

Przeciwdziałanie trendom dezintegracyjnym musi oznaczać konieczność zainwestowania w integrację. Czy właśnie w strefie euro musimy szukać głębokiego bezpieczeństwa?

Wbrew czarnym przepowiedniom, obserwujemy niesłychaną konsolidację strefy euro. Dziś mówi się już o jej osobnym budżecie. A to może oznaczać nie tylko polityczną, ale i gospodarczą marginalizację Polski. Unia bankowa jest największym projektem europejskim od dwóch dekad. Obejmuje 80 procent banków działających w Polsce, a my nie mamy prawa głosu. Nikt nie podpisze się pod zdaniem, że euro jest superprojektem bez skazy. Ale ten projekt ma wiele wymiarów. Oprócz ekonomicznego, ma również polityczny. Polscy politycy zwykli mówić, że nie jesteśmy gotowi. To prawda. Ale uważam też, że bez jasnego celu sami nigdy nie osiągniemy stanu przygotowania, który będzie wystarczający. Tylko wyznaczenie celu może przesądzić o mobilizacji.

Nikt tego celu nie wyznaczy.

Wiem. Wszelako ta wiedza nie zwalnia nas od wskazania największych dylematów polskiej strategii i wykazania, dlaczego są one ważne.

Który z dylematów jest najistotniejszy?

Dla Stanów Zjednoczonych Polska ma o tyle znaczenie, o ile ma dobre stosunki z Niemcami i dobrą pozycję w Europie. Jeżeli przestaniemy być wpływowym graczem w Unii Europejskiej i zatracimy zdolność wspólnego rozwiązywania problemów, nie będziemy partnerem dla Waszyngtonu. Z podzieloną i skonfliktowaną Europą USA świetnie ułożą sobie relacje. Ale to nie znaczy, że będą dla niej partnerem. Wręcz odwrotnie. Będą mogły rozgrywać małe państwa w stosunkach bilateralnych.

Günter Verheugen powtarzał, że udało nam się trafić w czas, kiedy window of opportunity, okno możliwości, było dla nas szeroko otwarte. Różne analizy strategiczne od wielu lat przestrzegały, że z końcem drugiej dekady XXI wieku skończy się strategic gape, luka strategiczna. Coraz głośniejsza staje się opinia, że w okolicach 2020 roku wiele krajów będzie organizacyjnie i mentalnie gotowych do konfliktu zbrojnego.

Zarówno nasze południowe, jak i wschodnie sąsiedztwo płonie lub niemal płonie. Sama Unia Europejska działa dziś w potężnym chaosie. Nasze możliwości przewidywania rozwoju sytuacji są szalenia ograniczone. Z kolei współzależność polityczna i gospodarcza jest dziś tak kompleksowa, jak nigdy w historii cywilizacji. Ale, równolegle z nią, obecna jest nieprzewidywalność w zakresie, jaki nigdy się nie pojawił. Pozornie niezależne wewnętrzne decyzje jednego kraju w bardzo duży sposób wpływają na zmianę polityki innych państw. Dlatego błędne decyzje podejmowane dziś w Polsce mogą na dekady zaciążyć na miejscu naszego kraju w Europie i w świecie.

Podobne tezy pojawiały się wiosną 1914 roku. Przekonywano się wzajem, że współzależności państw europejskich wykluczają konflikt zbrojny.

Stuletnią rocznicę I wojny światowej obchodziłem w USA, gdzie dużo o tym dyskutowano. W debatach pojawiały się często porównania tamtej Europy do dzisiejszej (szczególnie południowo-wschodniej) Azji. Nie było jednak żadnych sensownych konkluzji, bo typ współzależności był wówczas zupełnie inny, niż dziś. Europejskie państwa współpracują ze sobą na zupełnie innym poziomie. Nie da się porównać Unii Europejskiej do Ligi Narodów. W ówczesnej gospodarce nie było tak złożonych łańcuchów dostaw. Dzisiaj do wytworzenia jednego produktu przyczynia się 35 firm, rozsianych po całym świecie.

W 1914 roku pojawiały się także zaklęcia, że konflikt zbrojny jest konieczny dla „oczyszczenia”. Różnie je interpretowano, jednak ślady takiego myślenia możemy znaleźć i dziś.

To, co nam rzeczywiście zagraża, to my sami. To nasze inklinacje do populizmu, nacjonalizmu i ksenofobii. To te nurty zagrażają otwartej, liberalnej demokracji. Dotyczy to choćby kwestii imigracji. Trzeba pamiętać, że ci ludzie uciekają przed radykalizmem, a nie go niosą. A przecież to wszystko rozgrywa się w naszych umysłach. Bo wymaga zdefiniowania, kim jesteśmy wobec obcego kulturowo tłumu przybyszów i kim, jakim społeczeństwem chcemy być. Pytania o odpowiedź Europy i o to, czy Polska zechce być częścią tej odpowiedzi, dotykają fundamentalnych wartości.

Rozmawiał Marek Sarjusz-Wolski