Ta strona korzysta z plików cookie.

Krzysztof Bobiński, Jacek Kucharczyk, Bartłomiej Nowak, Jan Piekło o tym jak rząd musi chuchać i dmuchać na prezydencję

3 stycznia 2011
Wydarzenia

Prezydencja to współzarządzanie Unią Europejską przez kraj, który ją sprawuje. Musi on skupić się na szukaniu kompromisu, a nie wywalczaniu czegoś dla Polski.

Sukces polskiej prezydencji wymaga podjęcia strategicznych decyzji oraz dbałości o szczegóły. Doceniając wysiłek, jaki wkłada rząd w przygotowanie do przewodnictwa w Unii, nie można nie zauważyć co najmniej kilku zagrożeń, jakie mogą doprowadzić do porażki polskiej prezydencji.

Wyzwaniem dla polskiej prezydencji będą wybory parlamentarne zaplanowane na późną jesień 2011 r. Rząd zapewnia, że nie będą stanowiły problemu. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że wybory negatywnie wpłyną na nasze przewodnictwo w UE i możliwa jest jedynie minimalizacja strat.

Kampania wyborcza przypadnie na okres największego spiętrzenia prac w ramach prezydencji, ponieważ w drugiej połowie roku jest ona de facto krótsza niż w pierwszej ze względu na dwa wakacyjne miesiące (lipiec i sierpień) oraz częściowo „świąteczny” grudzień.

Najistotniejsze działania prezydencji przypadają na wrzesień i październik. Polityczna walka podczas jesiennej kampanii parlamentarnej i wykorzystywanie w niej sprawy prezydencji, zarówno przez partie rządzące, jak i opozycję, może bardzo negatywnie odbić się na przebiegu polskiego przewodnictwa w UE.

Dlatego postulujemy, aby wszystkie partie polityczne zasiadające w parlamencie zawarły Pakt na rzecz prezydencji, w którym zobowiązywałyby się do nieużywania sprawy prezydencji w walce politycznej w drugiej połowie 2011 r.

Z kampanią wyborczą związana jest także kluczowa kwestia – zaangażowanie ministrów w prezydencję. Część z nich będzie startować w wyborach, co może negatywnie odbić się na ich aktywności w pracach prezydencji. Obecność ministrów podczas posiedzeń Rady Unii Europejskiej w jej różnych odsłonach, którym będą przewodniczyć, jest warunkiem koniecznym dla dobrej prezydencji. Nie mogą wyręczać się nawet najbardziej kompetentnymi zastępcami.

Priorytety polskiej prezydencji

* negocjacje budżetu Unii na lata 2014-20. Za polskiej prezydencji unijnej kasy podzielić się ostatecznie nie da, bo negocjacje potrwają najpewniej do końca 2012 r. Rząd chciałby doprowadzić do ustalenia chociażby założeń budżetu;
* polityka wschodnia – Polska chce rozkręcić Partnerstwo Wschodnie (program współpracy Unii z sześcioma wschodnimi sąsiadami, w tym Ukrainą, Mołdawią, Białorusią), by przeszło w końcu do konkretów – umów o wolnym handlu czy o ruchu bezwizowym;
* ofensywa w polityce wschodniej przełoży się na większą liczbę spotkań z przywódcami i ministrami z krajów Partnerstwa. Węgrzy, którzy przewodzą Unii tuż przed nami, zaprosili Polskę do udziału i przygotowania szczytu Partnerstwa Wschodniego w Budapeszcie w maju 2011 r. Za polskiego przewodnictwa odbędzie się dziesięć spotkań z szefami różnych resortów krajów Partnerstwa i jego Forum Przyjaciół, na które mają się zjechać USA, Kanada, Japonia;
* wzmocnienie wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (by UE lepiej radziła sobie z kryzysami i nie dublowała się z NATO);
* wzmocnienie unijnego rynku wewnętrznego;
* wyposażenie UE w spójną politykę energetyczną, także wobec Rosji.

Nieobecność ministrów byłaby poważnym błędem politycznym obniżającym rangę naszego przewodnictwa w UE. Ministrowie powinni regularnie uczestniczyć w spotkaniach Rady UE, także przed naszą prezydencją, poczynając od obecnej belgijskiej, by byli dobrze przygotowani do prowadzenia obrad w drugiej połowie 2011 r.

Już teraz w poszczególnych grupach roboczych przygotowujących spotkania Rady powinny pracować też osoby, które będą na tych stanowiskach podczas polskiego przewodnictwa w UE. Dlatego w żadnym wypadku polskich przedstawicieli w grupach roboczych i innych osób zaangażowanych w prezydencję nie może objąć zapowiadana redukcja zatrudnienia w administracji państwowej.

Niepokoi również wciąż zauważalny, zarówno wśród polityków, jak i np. przedstawicieli biznesu, brak zrozumienia natury prezydencji rotacyjnej w UE. Prezydencja jest często traktowana jako szansa wywalczenia dla Polski dodatkowych korzyści z członkostwa w Unii, jeszcze większych niż dotychczasowe.

Ignorowane jest to, że prezydencja to przede wszystkim czas wzmożonego współzarządzania UE przez kraj, który ją sprawuje, konieczność szukania kompromisu w gronie 27 państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Niezrozumienie, czym jest prezydencja, grozi niepotrzebnymi sporami w Polsce i niewłaściwymi działaniami na poziomie Unii.

Wydaje się, że rząd jest świadomy tego zagrożenia, ale powinien energiczniej mu przeciwdziałać. W ramach planowanych przez rząd działań w najbliższych miesiącach szczególny nacisk powinien być położony na szeroką akcję informacyjną o tym, czym jest prezydencja, aby ograniczyć nadmiernie rozbudzone oczekiwania.

Trzeba też pamiętać, że wejście w życie traktatu lizbońskiego zasadniczo zmieniło dotychczasowy charakter prezydencji rotacyjnej. Pierwsza polizbońska prezydencja – hiszpańska – pokazała ograniczenia, przed jakimi staje państwo sprawujące prezydencję w nowej formule. Hiszpania nie do końca potrafiła odnaleźć swoje miejsce w tym układzie.

Z kolei Belgia, m.in. z powodu wewnętrznego kryzysu politycznego, zdecydowała się na obniżenie rangi prezydencji, która służyć ma raczej zapewnieniu pomocy dla nowych instytucji unijnych oraz technicznemu prowadzeniu grup roboczych. Wydaje się, że Węgry, mocno spóźnione z przygotowaniami do prezydencji ze względu na zmianę rządu, nie przedstawią konkretnych inicjatyw i spójnej wizji prezydencji nowego typu. Na Polsce spoczywa więc duża odpowiedzialność za ukształtowanie prezydencji polizbońskiej.

Duże znaczenie dla sukcesu prezydencji ma właściwe określenie jej priorytetów. Ich lista powinna być krótka. Dlatego zaprezentowana latem wstępna lista sześciu priorytetów wydaje się za długa. Szczególnej uwagi wymagają dwa pierwsze – dotyczące rynku wewnętrznego i stosunków ze Wschodem.

W przypadku pierwszego z nich konieczna byłaby lepsza niż dotychczas implementacja przez Polskę dyrektyw unijnych dotyczących rynku wewnętrznego, bo zwiększy to naszą wiarygodność. Obok działań na rzecz wzmocnienia wspólnego rynku polska prezydencja powinna podjąć inne zagadnienia związane z ekonomią, przede wszystkim kwestię zarządzania gospodarczego.

Drugi z priorytetów, stosunki ze Wschodem, należałoby widzieć w szerszym kontekście rozszerzenia UE. Dlatego polska prezydencja powinna wspierać integrację państw Bałkanów Zachodnich, zrobić wszystko, aby przełamać obecny impas i pogarszającą się atmosferę dla polityki „otwartych drzwi” i nie ograniczać się jedynie do ewentualnego podpisania traktatu akcesyjnego z Chorwacją. Sprawa rozszerzenia Unii o kraje bałkańskie będzie jednym z priorytetów prezydencji węgierskiej, a Polska powinna ją aktywnie kontynuować.

Niewłaściwe przeprowadzenie prezydencji może osłabić na wiele lat pozycję Polski w UE. Dlatego należy zrobić, co tylko jest możliwe, aby uniknąć czarnego scenariusza. Z dotychczasowych działań rządu wynika, że jest to możliwe, ale wciąż nie jest pewne.

*Krzysztof Bobiński – prezes Fundacji Unia & Polska, Jacek Kucharczyk – prezes Instytutu Spraw Publicznych, Bartłomiej Nowak – dyrektor wykonawczy Centrum Stosunków Międzynarodowych, Jan Piekło – dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl 

© Agora SA